Jestem Budyń, jeśli jeszcze ktoś mnie nie zna i mam 10 miesięcy. Jak ktoś się nie bardzo wyznaje na rasach to informuję, żem szlachetnie urodzony pudel średni. Prawie juz urosłem ale jeszcze trochę pewnie dojdzie mi centymetrów. Jak widać jestem od urodzenia czekoladowy, pewnie dlatego mi to imię nadali. Może lubią budyń, to i mnie lubią? Ale nie o tym miało być.
Jak znalazłem człowieków?
W zasadzie to nie ja ich a oni mnie i to całkiem przypadkiem. Moje człowieki czyli Kasia i Karol stracili niedawno suczkę Nutkę. Odeszła starowinka – trochę ostatnio chorowała niestety. Jak zostali sami to było im smutno i pusto w domu. Śnupa przyjazna i cztery łapy kudłate to jednak potrafią wypełniać przestrzeń. Postanowili więc poszukać mnie, no bo kogo innego? Szukali ogłoszeń o pudelkach jednak średnich pudli okazało sie że jest niewiele i ceny kosmicznie bo nawet i 10 tys. zł. Nie wiem co to te złote musze kiedyś spróbować.
No i człowieki wpadli na ogłoszenie ze mną. Wyglądałem trochę nijako bo zdjęć to mój hodowca robić chyba nie umie, ale to ich nie zraziło i następnego dnia już po mnie przyjechali. Zrazić sie mogli wieloma rzeczami, tak naprawdę, bo to niezbyt typowe, że 10 miesięczny szczeniak jest do sprzedaży. W dodatku jeszcze w bardzo atrakcyjnej ilości tych złotych.
Perypetie po drodze
Najpierw po urodzeniu jak już trochę podrosłem trafiłem do jakiś ludzi co okazali się być jacyś dziwni. Zostawiali mnie w domu samego na długi czas i dziwili się, że się bawię w mieszkaniu jak ich nie ma. Co miałem siedzieć i czekać na nich w bezruchu. Trzeba mnie czesać, myć, karmić, uczyć – to ich chyba przerosło i po 3 miesiącach mnie oddali do hodowli. Dziwni ludzie, prawda?
Pies to nie zabawka
Czasem tak jest właśnie, że ktoś chce psa, a zupełnie się do tego nie przygotowuje. Nie wie czym to pachnie, że tak powiem, ani ile obowiązków, prócz przyjemności, sie z tym wiąże. Psy takie jak ja, to żywe istoty, które z czasem stają się członkami stada, lub jak wy to nazywacie – rodziny. Trzeba na początku nam poświęcić sporo uwagi to prawda, jednak oferujemy w zamian tony miłości, kłaków i radości. Chyba więc warto.
Moje człowieki o tym wiedziały i się mną zajmują. Co prawda już mnie zaatakował odkurzacz i musiałem mu odgryźć ogon, by nie biegał mi pod nogami i jeszcze nie bardzo rozumiem co do mnie mówią, ale łapiemy kontakt.
Wczoraj byliśmy na spacerze w lesie. Pierwszy raz chyba tyle drzew widziałem na raz. Fajnie było i były łąki, na których kocham latać. A dziś idę do fryzjera i przeżyłem pierwszą kąpiel w tym miejscu. Na początku buło ciut strasznie ale potem przyjemnie. Relacje ze spaceru zobaczycie na facebook i tiktok – zostawcie tam odcisk łapki i obserwujcie. A jak wyglądam po strzyżeniu pewnie wrzucę wieczorem.
Czekam kiedy go przywieziecie, będzie mógł pobiegać bez smyczy.